czwartek, 12 listopada 2015

Rozdział 1

Veronica otworzyła oczy i przetarła twarz dłońmi. Zaraz potem spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 13. Odrzuciła kołdrę na bok i postawiła stopy na podłodze. Wzięła głęboki wdech, a jedyną myślą w jej głowie była ta, która mówiła, że musi przetrwać ten dzień. Powtarzała to sobie codziennie i ze wszystkich sił starała się tego trzymać. Jednak nie zawsze przychodziło jej to łatwo, a czasami bywało wręcz niemożliwe. Czymś na kształt przerwy od tego były godziny spędzone w pracy. Mając dwadzieścia lat powinna studiować i cieszyć się życiem, umawiać się z chłopakami i robić masę innych rzeczy. Tymczasem ona siedziała na łóżku próbując zapewnić samą siebie, że da radę przeżyć kolejny dzień jej życia. Dlaczego? Przecież jest córką Thomasa Hamiltona, człowieka, który prowadzi jedną z najlepszych kancelarii adwokackich w Nowym Jorku i sądząc po tym słowo „praca" nie powinno zaprzątać jej teraz głowy, bo mając bogatego ojca mogła mieć wszystko. Czy aby na pewno?
Veronica podniosła się z łóżka i pomaszerowała do łazienki, która połączona była z jej pokojem. W zasadzie była za to wdzięczna, bo nie musiała wychodzić z pokoju, chyba że była głodna. Nie potrafiła znieść widoku swojego ojca i przyrodniej siostry. Jedyną osobą w tym domu, którą Veronica lubiła była Lucy, jej macocha. Ona jako jedyna traktowała ją po ludzku, traktowała ją jak swoją córkę i okazywała jej jakieś uczucia. Mimo wszystko Lucy będąc dyrektorem szpitala była zapracowana i nie miała zbyt wiele czasu. Veronica opłukała twarz wodą i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Wielu ludzi mówiło jej, że mogłaby pracować jako sobowtór Niny Dobrev, bo wygląda jak jej siostra bliźniaczka, z tą różnicą, że Veronica miała niebieskie oczy. Ona nigdy nie postrzegała siebie jako ładnej dziewczyny. Uważała, że jest przeciętna, bo przecież jest mnóstwo dziewczyn wyglądających dużo lepiej od niej. Z resztą wygląd nie był dla niej najważniejszy. To czego chciała od dziecka to miłość. Chciała czuć się kochana, ale tego nie dostała. Kiedy była mała wielokrotnie zastanawiała się dlaczego tatuś woli Emmę od niej. Nigdy nie mogła tego zrozumieć i próbowała zasłużyć na jego miłość, a nawet chwilę uwagi. Zabiegała o to tak bardzo, aż stoczyła się na dno. Teraz wyszła na prostą, ale nadal w jej życiu brakowało miłości. Pragnęła jej bardziej niż narkotyków, od których jeszcze trzy lata temu była uzależniona, a jednocześnie odpychała wszystkich. Chciała miłości, a jednocześnie się jej bała. Czuła się jak w klatce i koniecznie chciała z niej wyjść, ale nie mogła. W jej głowie czasami pojawiały się myśli samobójcze, ale odrzucała je na bok. Chciała przestać cierpieć, ale nie potrafiła się zabić, była na to za słaba. Ile razy można usłyszeć, że ktoś popełnił samobójstwo. Z ust innych ludzi brzmi to jak coś prostego, ale każdy z tych samobójców nie zdecydował się na to od razu. Prawda jest taka, że żeby popełnić samobójstwo trzeba mieć więcej odwagi, niż żeby żyć.
Po tym jak osuszyła twarz ręcznikiem, nałożyła podkład, a rzęsy delikatnie musnęła tuszem. Nie znosiła mocnego makijażu. Wystarczył jej widok mocno pomalowanej Emmy, żeby znienawidziła mocny makijaż w sekundę. Jednak malowała się mocno do pracy, robiła wszystko, żeby nikt nie rozpoznał jej jako córki Thomasa Hamiltona. Umyła zęby i przebrała się w szare dresy i niebieski top na ramiączka, a potem zeszła na dół. Dom, w którym mieszkała, nie potrafiła nazwać tego prawdziwym domem, był ogromny. Kilka sypialni i łazienek, ogromy salon i nowoczesna kuchnia, mini sala kinowa i siłownia rozmieszczone była na dwóch piętrach. Veronica praktycznie cały czas przesiadywała w swoim pokoju, więc nawet nie pamiętała gdzie znajduje się większość pomieszczeń w domu, ale nie chciała tego zmieniać. Unikała Emmy i swojego ojca, kiedy było tylko to możliwe. Kiedy weszła do kuchni, Lucy kroiła warzywa, prawdopodobnie przygotowywała obiad patrząc na to, która była godzina. Obróciła głowę, jakby wyczuła obecność swojej pasierbicy. Lucy traktowała Veronicę jak własną córkę. Do dzisiaj pamiętała moment, kiedy zaledwie trzy miesiące po ślubie przynieśli ją. Przyjęła ją z otwartymi ramionami, ale Thomas nie był zadowolony. Liczyła dokładnie i wiedziała, że została poczęta, kiedy ona i Thomas się rozstali. Jednak wrócili do siebie i wzięli ślub. Nie mogła kłamać, była zaskoczona, że Thomas ma córkę, ale nie tylko ona o tym nie wiedziała. Matka dziewczynki zmarła trzy miesiące po porodzie z powodu kłopotów z sercem, pomimo tego że miała dwadzieścia kilka lat. Lucy miała wtedy problemy z zajściem w ciążę, a pojawienie się malutkiej Ve było dla niej jak cud. Dla niej decyzja była oczywista i chociaż Thomas nie był chętny, zatrzymali ją. Przez cały ten czas bolało ją, że traktował swoją córkę jak wroga. Do dzisiaj się to nie zmieniło, a ból, który widziała w oczach dziewczyny był jak sztylety wbijane w jej serce. Thomas nigdy jej nie przytulił, a kiedy była mała nawet jej nie dotykał, a w momencie, kiedy Lucy znalazła narkotyki w pokoju prawie osiemnastoletniej wtedy Veroniki myślała, że znalazła się w koszmarze, najgorszym z możliwych. Zauważyła, że kilka miesięcy wcześniej jej oceny znacznie się podniosły, a ona niemal non stop się uczyła. Bolało ją to, że robiła to wszystko by zwrócić uwagę ojca, a doprowadziło ją to do uzależnienia od narkotyków. Jednak tego co zrobił Thomas, kiedy się dowiedział nie przewidziała by nigdy. Do tej pory nie potrafiła mu wybaczyć, że umieścił własną córkę w zakładzie leczącym uzależnienia i przez cały czas jej pobytu tam nie odwiedził jej, ani o nią nie zapytał, tak jakby nie istniała. Lucy odwiedzała ją, kiedy tylko było to możliwe, jednak możliwe to było raz na trzy miesiące. Veronica była dla niej jak własna córka i oglądanie jej wtedy sprawiało jej niewyobrażalny ból. Po cichu liczyła, że kiedy Veronica wróci sytuacja się zmienia, ale stało się wręcz odwrotnie. Thomas zaczął patrzeć na Veronicę z odrazą i wielokrotnie wypominał jej, że zniszczyła mu reputacje.
– Hej, kochanie. – Uśmiechnęła się. – Wyspałaś się?
– Chyba tak. – Veronica posłała jej delikatny uśmiech. – Pomóc ci w czymś?
– Od kiedy ty pomagasz w domu? Jak na razie przynosisz tylko kłopoty.
Veronica zacisnęła powieki słysząc za sobą głos swojego ojca. Nienawidziła go z całych sił. Robiła wszystko, żeby zdobyć jego miłość, ale nigdy to nie wystarczało. Teraz czuła się jak intruz, którego każdy chce pozbyć się za wszelką cenę. Mimo, że miała ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że jest najgorszą kreaturą jaka chodzi po tej ziemi, nie odezwała się. Nie chciała kolejnej kłótni, które zdarzały się często, od kiedy wróciła z odwyku.
– Thomas, przestań! – Lucy posłała mu mordercze spojrzenie. On tylko mruknął coś pod nosem i wyszedł.
– Ve, nie przejmuj się tym. – Lucy owinęła ramię wokół jej ramion i potarła je pocieszająco. – On cię kocha tylko nie potrafi tego okazać.
–To nie prawda, mamo. Dobrze to wiesz. On mnie nienawidzi, brzydzi się mnie – ostatnią część wyszeptała, bo gdyby powiedziała to głośniej rozpłakałaby się jak małe dziecko.
– Chodź tu, kochanie. – Przyciągnęła ją do uścisku, a Veronica wtuliła się w nią jak w pluszaka, kiedy dłoń Lucy pocierała jej plecy. Veronica była wdzięczna, że miała Lucy obok siebie w takich momentach, przynajmniej nie czuła się samotna.
– Ekhm, przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałabym wiedzieć, kiedy będzie obiad – po kuchni rozległ się głos Emmy. Jedyny fakt, który pocieszał Veronicę to to, że Emma była tylko jej przyrodnią siostrą i nie były do siebie podobne. Veronica odsunęła się od Lucy, której wzrok skierował się na młodszą córkę.
– Za pół godziny, kochanie.
– Dziękuję – sapnęła i wyszła. Veronica pokręciła głową, nie rozumiała zachowania Emmy, ani jej nienawiści, bo niechęć to zbyt słabe słowo, w stosunku do niej. Przecież Emma, od kiedy pojawiła się na świecie miała wszystko, przede wszystkim miała miłość ojca, której ona nie dostała, a mimo to zachowywała się, jakby to Veronica była na jej miejscu.
– Dzisiaj też wychodzisz? – Lucy zapytała, kiedy powróciła do krojenia warzyw.
– Tak, ale dopiero o 22. – W odpowiedzi skinęła głową. Lucy jako jedyna wiedziała o pracy Veroniki i utrzymywała to w tajemnicy. Była dumna z niej, że chciała być niezależna i że podniosła się po tym co przeszła. Chociaż z drugiej strony martwiła się, bo Veronica pracowała w barze, co prawda nie jakiejś spelunie, a w lokalu z klasą, ale wracała nad ranem, a Nowy Jork to miasto, które nigdy nie śpi. Veronica nie powiedziała o swojej pracy nikomu poza Lucy. Wolałaby nie wiedzieć jakie piekło rozpętałby jej ojciec, gdyby się dowiedział i nie chciała wywoływać wilka z lasu, więc wszystko ukrywała. Zadanie miała w pewnym sensie ułatwione, bo Thomasa nie interesowało gdzie wychodzi i czy w ogóle wróci.
– Pójdę do siebie – powiedziała i zaczęła wycofywać się z kuchni.
– Nie zjesz obiadu?
– Zjem potem. Teraz nie jestem głodna. – Uśmiechnęła się delikatnie, żeby uwiarygodnić swoje kłamstwo i skierowała się do swojego pokoju.

***

– Veronica? – głos Emmy rozniósł się po pokoju Veroniki, kiedy weszła do środka. Pomieszczenie było dosyć duże, ściany miały kremowy kolor, a meble były białe. Po lewej stronie drzwi stało pojedyncze łóżko, a niedaleko okna, którego parapet wyglądał jak ten w typowych amerykańskich filmach, z sufitu zwisał łańcuch, na którym zawieszony był fotel przypominający kulę z dziurą w środku, gdzie znajdowała się biała poduszka. Veronica siedziała na łóżku i czytała książkę. Skoro ciągle przesiadywała u siebie szukała nawet najdziwniejszych sposobów na spędzanie czasu. Nie chciała się nudzić i wgapiać w sufit. W takich momentach ludzie myśli wędrują w każdą możliwą stronę i czasami nie sposób ich zatrzymać.
– Czego? – warknęła w odpowiedzi. Pomimo tego, że Emma nie zdążyła powiedzieć niczego poza jej imieniem odnosiła się do niej wrednie. Nie widziała sensu w używaniu miłego tonu, kiedy wiedziała, że cokolwiek ma do powiedzenia nie będzie to wypowiedziane przyjaźnie w jej stronę. Kiedyś próbowała naprawić stosunki z Emmą, nawet jeżeli nie miała pojęcia, dlaczego siostra tak jej nienawidzi, ale nie przyniosło to pożądanego skutku. Veronica tak naprawdę nie znała swojej siostry. Co prawda mieszkały w jednym domu, ale były sobie zupełnie obce. Nie miała pojęcia o tym, że kiedy ona miała 16 lat, a Emma miała 14 była strasznie zakompleksiona. Nie zbyt dobrze znosiła okres dojrzewania i to jak wtedy wyglądała. Zawsze porównywała się do Veroniki, która prawie zawsze wyglądała nienagannie, a jej cera nie posiadała niedoskonałości, a na pewno nie takie, których cienka warstwa makijażu by nie zakryła. W przypadku Emmy było inaczej i za każdym razem, kiedy patrzyła na swoją siostrę, za którą oglądało się wielu chłopaków, czuła się beznadziejnie. Nie miała jej urody, ani figury i wielokrotnie ze łzami w oczach patrzyła w lustro. Poza świetnym wyglądem Veronica miała bardzo dobre oceny, więc poza urodą była inteligenta. Emma miała problemy z przyswajaniem materiału, co miało odzwierciedlenie w jej ocenach. Pomyśl, jak miała się czuć, kiedy w porównaniu do swojej starszej siostry wypadała jak śmieć? Właśnie wtedy znienawidziła Veronicę. Kiedy ta znalazła się w ośrodku, cieszyła się, że nie będzie jej oglądać. W czasie nieobecności Veroniki wygląd Emmy drastycznie się zmienił i stała się naprawdę śliczną dziewczyną. Jednak mimo to miała kolejny powód do nienawiści. W trakcie trwania jej odwyku małżeństwo Lucy i Thomasa zaczęło przechodzić kryzys, który trwał do dziś. Ciągłe kłótnie dotyczyły Veroniki i sposobu w jaki Thomas ją traktował. Początkowa niechęć zamieniła się w nienawiść, która na pewno nie słabła. Po powrocie siostry, która wyglądała jeszcze lepiej niż przed „wyjazdem", Emma ponownie zaczęła się do niej porównywać i żeby podnieść swoje poczucie wartości zaczęła się ostro malować i skąpo ubierać, żeby zwrócić uwagę mężczyzn. Mimo, że nie znosiła tak wyglądać to pewność siebie, którą czuła, kiedy męski wzrok lądował na jej ciele była tego warta.
– Przyszła jakaś przyjaciółka matki i ty musisz się nią zająć, bo ja wychodzę, a taty nie ma.
– I co? Znowu będziesz się pieprzyć z przypadkowymi facetami? – Veronica uniosła jedną brew do góry w końcu unosząc wzrok znad książki.
– Zamknij ryj – syknęła i wyszła. Veronica przewróciła oczami, zaznaczyła miejsce, gdzie skończyła zakładką i po tym jak odłożyła książkę na stoliku nocnym skierowała się do salonu. Nie znała tej kobiety, ale nie mogła pozwolić, żeby siedziała sama, a poza tym Lucy miała niedługo wrócić. Była przekonana, że będzie to miła osoba, zwłaszcza że przyjaźniła się z jej macochą. Kiedy weszła do salonu, na czarnej, skórzanej kanapie siedziała brunetka o niebieskich oczach.
– Dzień dobry – odezwała się, przyciągając tym samym uwagę kobiety. Ta podniosła się z kanapy i uśmiechnęła się przyjaźnie w jej stronę.
– Dzień dobry. Ty jesteś...
– Veronica.
– Ta Veronica?
– Nie wiem, co ma pani na myśli mówiąc „ta".
– Nie mów do mnie „pani", bo czuję się staro. Jestem Amanda, Amanda Bieber.
– Miło mi poznać.
Veronica była pewna, że już gdzieś słyszała to nazwisko, ale nie chciała jej o to pytać.
– Lucy mówiła prawdę, kiedy opowiadała jaka jesteś ładna.
Veronica czuła jak jej policzki zaczynają piec, więc odchrząknęła nerwowo i zbliżyła się do kanapy.
– Dziękuję – mruknęła. – Proszę usiąść.
Amanda skinęła głową i zajęła swoje poprzednie miejsce, a na jej twarzy błądził uśmiech, kiedy uważnie przyglądała się Veronice.
– Mama powinna niedługo wrócić...
Veronica odezwała się po kilku chwilach ciszy, w trakcie której zaczęła czuć się niekomfortowo, bo kobieta nawet na chwilę nie spuszczała z niej wzroku.
– Oh, nie przejmuj się tym. Mogę poczekać. Poza tym mam czas, żeby cię poznać...Ile masz lat?
– Dwa miesiąc temu skończyłam dwadzieścia. Nie powinnam pani...przepraszam, ciebie pytać o wiek, ale wyglądasz naprawdę młodo.
Amanda zaśmiała się i pokręciła głową.
– Dziękuję ci, ale nie jestem tak młoda jak ci się wydaje. Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci, że zadaję ci te wszystkie pytania. Chciałabym cię po prostu poznać. – Uśmiechnęła się, ale to co przykuło uwagę dziewczyny to dziwny błysk w oku Amandy, który pojawił się na chwilę, jakby nagle wpadła na świetny pomysł.
– Nie, nie przeszkadza mi to, ale nie jestem specjalnie ciekawą osobą.
– Mylisz się, Veronico...Wiem przez co przeszłaś...
„Tak jak cały Nowy Jork" – Veronica dodała w myślach. Jakimś cudem, pomimo starań Thomasa, informacja o jej pobycie w ośrodku wyciekła do prasy i przez kilka dni był to główny temat plotek.
– Domyślam się, że nie jest to najprzyjemniejszy temat, ale chciałabym ci powiedzieć, że naprawdę cię podziwiam. Wyjście z nałogu nie jest łatwe.
–Nie jest łatwe, ale naprawdę nie chcę o tym rozmawiać.
– Oh, oczywiście, rozumiem. – Posłała jej przepraszający uśmiech. – Jesteś naprawdę świetną dziewczyną i jestem przekonana, że pasowałabyś do mojego syna.
Oczy Veroniki się rozszerzyły. Poznała tą kobietę kilka minut temu, a ona nagle chcę ją swatać ze swoim synem? W tym momencie nie była pewna czy to nie jest sen. Z resztą od początku ta rozmowa wydawała się jej dziwna.
– Słucham?
– Przepraszam, źle to zabrzmiało. Pomyślałam, że tworzylibyście uroczą parę z Justinem.
– Ekhm...na pewno. Justin to twój syn, tak? – W odpowiedzi skinęła głową. – Ile on ma lat?
– Dwadzieścia dwa...Cóż pasowalibyście do siebie.
– Przepraszam, ale nie szukam chłopaka.
– Oh, to ja przepraszam...
Veronica w duchu odetchnęła w duchu, kiedy do jej uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi. Chwilę potem w salonie pojawiła się Lucy. Veronica wstała, pożegnała się i szybko weszła z powrotem na górę.
– To było dziwne – powiedziała do siebie, kiedy zamknęła drzwi do swojego pokoju. – Nie wiem, co powiedziała jej Lucy, ale to chyba nie powód, żeby od razu swatać mnie z jej synem. – pokręciła głową. – Niech ten dzień się już skończy – westchnęła. Spojrzała na zegarek i stwierdziła, że ma jeszcze trzy godziny zanim będzie musiała zacząć się szykować do pracy, więc ponownie sięgnęła po książkę i zatopiła się w lekturze.
Czas minął bardzo szybko. Odłożyła książkę na półkę i wyciągnęła z szafy czarne spodenki z wysokim stanem i biały crop top z napisem „This world is mine". Przebrała się w przygotowane ubrania, a na stopy wsunęła czarne trampki. Potem przeszła do łazienki, gdzie mocno pomalowała oczy, delikatnie musnęła usta bladoróżową szminką i poczesała włosy, które naturalnie układał się w delikatne loki. Następnie spryskała się perfumami o zapachu wiśni i wyszła z łazienki. Do niewielkiej torebki włożyła klucze, telefon i portfel i przewieszając ją sobie przez ramię zeszła na dół. Z koszyka w kuchni, który stał na blacie chwyciła jabłko. Rozejrzała się po salonie, ale z racji, że dochodziła godzina 22 w domu było cicho. Ostatni raz zerknęła na pomieszczenie i wyszła z domu po drodze konsumując „posiłek". Droga do pracy zajęła jej około dwudziestu minut. Jak zwykle weszła tylnym wejściem, torebkę zostawiła w swojej szafce i po tym jak założyła firmową koszulkę, skierowała się za bar. Na miejscu zastała Hope, która jak zwykle przychodziła przed nią.
– Hej, Ve. – Uśmiechnęła się.
– Hej.
Hope poznała na odwyku. Była to średniego wzrostu szatynka o lekko falowanych włosach i zielonych oczach. Była w tym samym wieku co Veronica i z powodu braku pieniędzy wkręciła się w handel narkotykami, aż wylądowała w ośrodku. Hope była dla niej jak siostra, prawdziwa siostra. Ufała jej i wiedziała, że może na nią liczyć, chociaż nigdy nie prosiła jej o pomoc, bo nie chciała jej wykorzystywać.
– Co tam u ciebie? – zapytała,  przecierając blat.
– Powiedziałabym, że to co zwykle, ale dzisiaj przyjaciółka Lucy chciała swatać mnie ze swoim synem.
Hope wybuchła śmiechem, który opanowała dopiero po chwili.
– Ja się jej nie dziwię. Każda chciałaby mieć taką synową. – Szturchnęła ją łokciem w bok. – A przystojny chociaż ten jej syn? – Poruszyła sugestywnie brwiami.
– Skąd mam wiedzieć? Nie widziałam go. – Wzruszyła ramionami. – Poza tym to nie ma znaczenia. Nie szukam chłopaka.
–A ty jak zwykle swoje. – Pokręciła głową.
– Widzisz ilu facetów codziennie się na ciebie gapi? Przestań wreszcie sobie wmawiać, że nie jesteś ładna i się rozerwij.
– Nie chcę. Hope, lepiej zabierz się do pracy.
– Rozluźnij się, a na pewno polubisz tę robotę. – Puściła jej oczko, na co Veronica przewróciła oczami.


~~~~~~
Nareszcie jest!  Trochę późno, ale zawsze xd Ostatnio miałam taki młyn w szkole, że nie miałam nawet czasu się wyspać... Mam nadzieję, że się wam podobało i zostawicie po sobie komentarz. Mam nadzieję, że ktoś tu zagląda :)
Do misiaków, które czytały Love can change your life! Obie historie nie mają ze sobą nic wspólnego. Justin tam, a Justin tutaj to dwie różne postaci, a Veronica nie jest Katherine. Wiem, że uwielbialiście Jatherine, ale ich czas minął :c Mimo wszystko nie porównujcie tych opowiadań, bo nie ma podobieństw :)
Do następnego <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz