sobota, 11 czerwca 2016

Rozdział 6

Justin siedział pochylony w skórzanym fotelu i wpatrywał się w projekt budynku wykonany przez jego głównego architekta, który leżał rozłożony na jego biurku, jednak nie potrafił się skupić. Zawsze w godzinach pracy koncentrował się na swoich obowiązkach i nic innego nie miało znaczenia. Teraz nie potrafił tego zrobić. Wszystkie jego myśli wędrowały w stronę Veroniki i ich randki, która była dwa dni temu. Próbował się z nią skontaktować, jednak Veronica ewidentnie go ignorowała, a tylko ona mogła wyjaśnić mu co zrobił nie tak. To była jego pierwsza randka, bo nigdy wcześniej nie widział sensu w umawianiu się z dziewczyną i strasznie się wtedy denerwował. Teraz denerwował się jeszcze bardziej. Nie wiedział czy Veronica uciekła, bo nie podobało się jej spędzanie czasu z nim, czy uciekła z powodu pocałunku. Zastanawiał się czy w ogóle na pierwszej randce powinno się całować.
Po raz kolejny dzisiaj westchnął i obrócił się na fotelu w stronę przeszklonej ściany, która znajdowała się za nim i zaczął wpatrywać się w panoramę miasta. Pierwszy raz dziewczyna wywoływała w nim takie emocje. Za każdym razem, kiedy usłyszał jej imię albo pomyślał o niej na jego twarzy pojawiał się uśmiech. Za każdym razem, kiedy zamykał oczy widział ją, mógł zobaczyć nawet najmniejszy szczegół jej twarzy, zupełnie jakby jej obraz miał wyryty w głowie. Jej niebieskie oczy, długie, ciemne rzęsy, wystające kości policzkowe, prosty nos, jej różowe usta i policzki, które bardzo często przybierały czerwony kolor stanowiły dla niego obraz piękna, który mógł podziwiać do końca swojego życia. Jej głos był dla niego jak najpiękniejsza muzyka. Wszystko co jej dotyczyło było dla niego piękne. Wydawało mu się, że im dłużej o niej myślał tym mocniej go do niej przyciągało, zupełnie jakby rzuciła na niego urok. Pokręcił głową i wrócił do poprzedniej pozycji, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Ponownie zaczął przyglądać się projektowi i nie zwrócił uwagi kto wszedł do środka.
– Witaj, synu.
Jego dłonie zacisnęły się w pięści na dźwięk jej głosu, a jego wzrok od razu skrzyżował się z jej.
– Co ty tu robisz? – w jego głosie słyszalna była złość.
– Czy matka nie może odwiedzić swojego syna? – zapytała, zajmując miejsce na krześle przed jego biurkiem.
– Nie, jeżeli ty jesteś matką.
– Justin, przestań – powiedziała przez zaciśnięte zęby.
– Mów szybko czego chcesz i wyjdź. Jestem zajęty.
Amanda założyła nogę na nogę i skrzyżowała ramiona na piersi po tym jak ze swojej torby wyciągnęła kilka spiętych ze sobą kartek i położyła je przed nim. Wzrok Justina wędrował w tę i z powrotem po nagłówku dokumentu, jakby chciał się upewnić, że to co widzi jest prawdziwe. Chwilę później gwałtownie podniósł się z miejsca i odrzucił dokument.
– Chyba zwariowałaś! Zabieraj to z moich oczu! – krzyknął.
– Justin, daj mi wyja..
– Nie! – warknął, przerywając jej. – Tu nie ma nic do wyjaśniania. Zabieraj tę chorą umowę i wyjdź.
– Nie wyjdę – powiedziała, wstając. – Najpierw mnie wysłuchasz.
– Nie mam zamiaru.
– Jestem twoją matką!
– Mam gdzieś kim jesteś! Nie ożenię się z nie wiadomo kim i to na podstawie umowy! Nie będziesz mi ustawiać życia, rozumiesz?! Teraz się wynoś zanim wezwę ochronę.
Jego dłonie zaciskały się i rozluźniały w bardzo szybkim tempie. Za wszelką cenę próbował powstrzymać złość, która buzowała w nim jak gotująca się woda w czajniku. Sama obecność Amandy sprawiała, że nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy. Była jak zapalnik do bomby, który wystarczyło nacisnąć, żeby odpalić ładunek.
– Nie rozumiesz, że się o ciebie troszczę?! – krzyknęła.
– Ciekawe kurwa od kiedy! Mam ci przypomnieć jak wyglądała twoja troska po śmierci taty? A nie, czekaj, nie mogę ci tego przypomnieć, bo wtedy miałaś mnie gdzieś!
Amanda przymknęła powieki i milczała przez chwilę.
– Ja po prostu nie chcę, żebyś był samotny – powiedziała spokojnym głosem.
– Od kiedy interesuje cię moje życie? – prychnął. – Jeżeli to chciałaś mi powiedzieć, to możesz już wyjść. – Zmroził ją wzrokiem i zajął miejsce w swoim skórzanym fotelu. Amanda pokręciła głową i skierowała się w stronę drzwi.
– Czekaj! – zatrzymał ją jego głos. Jej nadzieja, że zmienił zdanie zniknęła, kiedy odwróciła się i spojrzała na umowę, którą Justin trzymał w ręku.
– Zapomniałaś tego.
– Zatrzymaj to.
– Czy do ciebie nie dociera co powiedziałem? Nie ożenię się!
– Najpierw przeczytaj to dokładnie i się zastanów.
– Nie będę tego czytał i nie mam nad czym się zastanawiać.
– Nie chcesz wiedzieć nawet jak nazywa się twoja przyszła żona?
– Nie.
– Szkoda. Veronica byłaby idealną synową – westchnęła i odwróciła się, chwytając za klamkę.
– Powiedziałaś Veronica? – usłyszała za sobą, a na jej ustach rozciągnął się zwycięski uśmiech.
– Tak. Veronica Hamilton – powiedziała, nie odwracając się. – Zastanów się nad tym jeszcze – mruknęła i opuściła jego biuro. Już teraz wiedziała, że Justin się zgodzi. Tego uśmiechu na jego twarzy, kiedy usłyszał jej nazwisko, nie dało się nie zauważyć.
Justin zamrugał kilka razy, kiedy drzwi się zamknęły, a potem przeniósł spojrzenie na plik kartek, które nadal trzymał w dłoni. Ponownie usiadł za biurkiem, nie odrywając wzroku od dokumentów. Uważnie czytał każde słowo, a kiedy skończył w jego głowie przewijało się tylko jedno-musiał ponownie zobaczyć się z Veronicą.



Veronica w ciągu ostatnich dwóch dni ignorowała swój dzwoniący telefon jakieś 100 razy, jednak tym razem nie wytrzymała. Ten dźwięk zaczynał doprowadzać ją do szału. Chwyciła urządzenie i kiedy na ekranie zauważyła nazwę kontaktu, bez wahania wyłączyła go i z powrotem odłożyła na szafkę. Nie potrafiła zdobyć się na wciśnięcie zielonej słuchawki, nie chciała słyszeć jego głosu, nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Ta ciekawość dotycząca jego osoby zniknęła, zupełnie jakby ten pocałunek ją otrzeźwił, wyrwał ją z halucynacji. Nie mogła pozwolić sobie na takie zbliżenie do płci przeciwnej, nie mogła nabrać się ponownie. Justin był niezwykle tajemniczy i pociągający, temu nie mogła zaprzeczyć, ale wizja jakichkolwiek uczuć w stronę mężczyzny ją przerażała. Miała zamiar dotrzymać obietnicy złożonej samej sobie o pozostaniu singielką. Nie potrzebowała kolejnej porcji problemów w jej życiu.
Wstała z łóżka i leniwym krokiem zeszła na dół do kuchni. W domu poza nią była tylko Emma, która również nie opuszczała swojego pokoju, więc cały budynek ogarniała cisza. Veronica wyciągnęła szklankę z szafki i nalała do niej wody z butelki stojącej na blacie. Upiła kilka łyków, kiedy w powietrzu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Westchnęła i odstawiła naczynie z zamiarem skierowania się w stronę wejścia, jednak ubiegła ją Emma.
–Ja otworzę. Ktokolwiek tam jest, lepiej żeby nie widział twojej twarzy. – Posłała jej złośliwy uśmiech i zniknęła w korytarzu. Veronica przymknęła powieki i wzięła głęboki wdech. W myślach powtarzała sobie, że to żadna nowość i przyzwyczaiła się do złośliwości z jej strony, jednak w niczym to nie pomagało, nie sprawiało, że bolesne ukłucie w okolicy serca znikało. Zamrugała kilka razy, żeby uniemożliwić łzom torowanie sobie drogi po jej policzkach i ponownie upiła kilka łyków ze szklanki.
– Veronica jest w domu?
Kiedy do jej uszu dotarło to pytanie, natychmiast odstawiła szklankę, prawie zachłystując się wodą.
– Co on tu robi? – wyszeptała do siebie. Przełknęła nerwowo ślinę i zaczęła po cichu zbliżać się w stronę wyjścia z kuchni, a potem w stronę schodów, przy okazji przysłuchując się ich rozmowie.
– Veronica?
– Tak, Veronica Hamilton. Nie pomyliłem adresu, prawda?
– Nie, ale Veroniki nie ma.
Zaraz po tym jak Emma wypowiedziała te słowa, Veronica zaczepiła się za brzeg dywanu, a zderzenie jej ciała z podłogą wywołało hałas, którego nie dało się nie słyszeć. Przeklęła pod nosem i powoli wstała, masując obolały łokieć. W duchu modliła się, żeby tego nie usłyszeli, chociaż dobrze wiedziała, że nie było na to najmniejszej szansy. Pokręciła głową i podeszła do drzwi swojego pokoju. Kiedy miała chwycić klamkę, usłyszała za sobą jego głos.
– Uciekasz przede mną?
– Nie – mruknęła, przymykając powieki.
– Nica, porozmawiaj ze mną – brzmiał wręcz błagalnie, a jego ciepły oddech odbijał się o skórę na jej karku. Przełknęła ślinę i bez słowa otworzyła drzwi, jednak nie mogła ich zamknąć, bo uniemożliwiła jej to ręka Justina.
– Księżniczko, proszę.
Veronica poczuła ciepło rozchodzące się po jej policzkach, więc automatycznie spuściła głowę i cofnęła się, dzięki czemu Justin bez problemu wszedł do pomieszczenia. Przez chwilę rozglądał się po pokoju, jednak zaraz potem jego wzrok skupił się na dziewczynie. Jej włosy związane w koński ogon opadały jej na plecy, jej ramiona zakrywała koszula z długim rękawem w fioletową kratę zapięta na wszystkie guziki poza dwoma górnymi, czarne dresy swobodnie zwisały na biodrach, a jej wzrok utkwiony był w bosych stopach, na których niespokojnie poruszała się w przód i w tył.
– Dlaczego mnie ignorujesz?
– Nie robię tego – zaprzeczyła.
– Nica, spójrz na mnie – powiedział miękko, robiąc dwa kroki w jej stronę, co zmniejszyło odległość między nimi do zaledwie kilku centymetrów.
– To miała być jedna randka. Wywiązałam się z umowy. – Wzruszyła ramionami, ignorując jego prośbę.
– Więc to o to chodzi? Nie uciekłaś, bo cię pocałowałem?
Delikatnie rozdzielił jej dłonie, kiedy ciągle nerwowo krzyżowała palce, i zaczął zataczać kciukami okręgi na ich zewnętrznej stronie.
– J-ja...
– To dlatego uciekłaś?
Cisza panowała zaledwie chwilę, a zaraz potem Veronica odsunęła się od niego i wyrwała dłonie z jego uścisku.
– Marnujesz czas, Justin. Powinieneś już iść.
– Nie ma mowy. Nie wyjdę stąd dopóki nie porozmawiamy. Chcę wiedzieć dlaczego uciekłaś. Chcę wiedzieć, co zrobiłem źle.
– Proszę cię, idź już – jęknęła błagalnie.
– Nigdzie nie idę. Księżniczko, powiedz mi czemu uciekłaś – poprosił ponownie zmniejszając dystans między nimi. Policzki Veroniki po raz kolejny pokryły się czerwonym kolorem, jednak on nie był w stanie tego zauważyć, bo dziewczyna nawet na chwilę nie uniosła głowy.
– Nie uciekłam – mruknęła.
– Nie kłam, dobrze?
Jego głos był delikatny i czuły, jakby rozmawiał z dzieckiem. I chociaż Veronica mogłaby zaprzeczać, to naprawdę jej się to podobało. Podobało jej się to przyjemne ciepło w środku, które czuła. Poza Lucy nikt nigdy nie mówił do niej w ten sposób. Po raz pierwszy od dawna poczuła się chciana. Nie potrafiła zrozumieć czego chciał od niej Justin i to ją w pewnym sensie przerażało, ale chciała czuć się w ten sposób jeszcze chwilę i nawet kiedy prosiła go, żeby wyszedł, miała cichą nadzieję, że zostanie.
– Nica, spójrz na mnie.
– Nie. – Pokręciła głową.
– Czemu nie? – zapytał i delikatnie chwycił jej dłonie. Nie uzyskał odpowiedzi, jednak nie miał zamiaru odpuścić. Chciał zobaczyć jej niebieskie tęczówki. Sam nie potrafił określić co dokładnie tak bardzo go do niej przyciągało, ale był pewny, że jej oczy były jedną z wielu pozycji na liście. Jedną dłoń przeniósł na linię jej szczęki i uniósł jej głowę, pomimo jej wyraźnych protestów. Zamrugał kilka razy oczami, bo nie potrafił uwierzyć w to co zobaczył. Na jej lewym policzku widniał pokaźnych rozmiarów siniak, który zaczynał się goić, czego oznaką był jego żółty kolor. Dopiero teraz zrozumiał czemu odsunęła się od niego na zapleczu, kiedy dotknął jej twarzy. Jego szczęka się zacisnęła.
– Kto ci to zrobił?
– J-jestem niezdarna. Uderzyłam się drzwiami.
Kiedy próbowała się od niego odsunąć, Justin objął ją w talii i przyciągnął jeszcze bliżej.
– Zapytam jeszcze raz. Kto ci to zrobił?
– To nie jest ważne – jej głos nie był głośniejszy niż szept.
– Jest ważne dla mnie.
– Proszę cię, zostaw mnie w spokoju. Wywiązałam się z umowy. Czego ty jeszcze ode mnie chcesz, Justin? – westchnęła, próbując wyswobodzić się z jego uścisku. Justin pokręcił głową i zrobił krok w tył, opuszczając ręce wzdłuż ciała.
– Chcę wiedzieć co zrobiłem nie tak. Nie chcę kończyć tego, co jest między nami.
Veronica przyglądała mu się przez chwilę i wydawało jej się, że kąciki jego ust opadły w dół po tym, jak wypowiedział ostatnie słowo.
– Między nami nic nie ma, Justin. Spotkaliśmy się kilka razy i to głównie przypadkiem.
W tym momencie wydawało jej się, że coś rozrywa się w jej środku, wręcz krzyczało z bólu. Przełknęła nerwowo ślinę, kiedy zdała sobie sprawę z tego co powiedziała. Co prawda Justin sprowadził na nią problemy, ojciec po raz kolejny ją uderzył, poniżył i chciał ją wydać za mąż, ale przy nim czuła się ważna. Nie chciała tego tracić, zdążyła się uzależnić od tego uczucia bycia ważną dla kogoś. Jednak wewnętrzny strach przed ponownym cierpieniem nie pozwalał jej się do niego zbliżyć. Bała się, że stanie się to co kiedyś, że Justin tylko udaje, żeby zaciągnąć ją do łóżka, a potem zniknie i nawet nie będzie pamiętał jej imienia. Nie mogła pozwolić, żeby to się powtórzyło.
– Nica, przepraszam, że cię pocałowałem. Jeżeli dlatego uciekłaś to obiecuję, że to się nie powtórzy, jeżeli nie będziesz tego chciała. Skoro nie chcesz, żeby cokolwiek między nami było to możemy po prostu zostać przyjaciółmi, ale nie odpychaj mnie od siebie, Księżniczko.
Veronica zamrugała kilkakrotnie, jakby chciała się upewnić, że on na pewno przed nią stoi i właśnie wypowiedział te słowa. W jej głowie ponownie zaczęło powstawać mnóstwo pytań, na które po raz kolejny nie znała odpowiedzi. Czy to możliwe, żeby Justinowi na niej zależało?
Im dłużej dziewczyna milczała, tym bardziej Justin się denerwował. Nie miał pojęcia jak zareaguje. Najbardziej obawiał się odmowy, a na to nie mógł pozwolić. Nie mógł jej pozwolić odejść, ani teraz, ani potem. Chciał jej w każdy możliwy sposób i nie miał zamiaru opierać się tym uczuciom. Co prawda czuł coś takiego pierwszy raz w życiu, ale już teraz były dla niego jak narkotyk. Potrzebował coraz więcej, z każdym ich spotkaniem chciał więcej i wiedział, że Veronica nie pozwoli mu się do siebie tak łatwo zbliżyć. Nie chciał psuć relacji między nimi, o ile w ogóle ona istniała. Teraz nawet nie wiedział co ma zrobić. Miał czekać? A może chwycić ją za rękę? Może powinien powiedzieć coś jeszcze? Przerażało go to jak wielu rzeczy nie wiedział i bał się, że popełni błąd i Veronica zniknie od tak po prostu. Nie chciał tego, wręcz nie dopuszczał do siebie takiej myśli, ale mimo wszystko strach pozostawał. W tym momencie stwierdził, że nie może powiedzieć jej o umowie i tym aranżowanym małżeństwie, nie mógł jej stracić przez idiotyczny pomysł jego matki. Chociaż nie mógł zaprzeczyć, że myśl o wspólnym mieszkaniu z Veronicą i możliwością nazywania jej swoją żoną przyprawiała go szybsze bicie serca i dosłownie sprawiała, że czuł się jak najszczęśliwszy facet na Ziemi.
– Nica, powiedz coś – poprosił.
– J-ja...Mówisz p-poważnie?
– Śmiertelnie poważnie. – Skinął głową na potwierdzenie swoich słów. Na jego usta wkradł się delikatny uśmiech, kiedy zobaczył je policzki dziewczyny ponownie przybierają czerwony kolor.
– Znowu się rumienisz. – Zaśmiał się.
– Przestań – jęknęła, ukrywając twarz w dłoniach. – Po prostu lubisz mnie zawstydzać, a to wcale nie jest trudne.
– Skoro taka wymówka cię satysfakcjonuje. – Wzruszył ramionami. – Odpowiesz mi teraz.
Veronica uniosła głowę i spojrzała na niego.
– M-możemy zostać przyjaciółmi – mruknęła. Zaraz potem spuściła głowę, bo po raz kolejny poczuła ciepło na policzkach. Podskoczyła z wrażenia, kiedy ramiona Justina owinęły się wokół jej ciała.
– Cieszę się, przyjaciółko.





2 komentarze:

  1. Wow... Nareszcie! A już bałam się, że nie będzie kolejnego rozdziału. Już czekam na nn xD pozdrawiam Azja ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoja opowiadanie są naprawdę dobre nie rozumiem tylko dlaczego tak mało osób je czyta. Powinnaś zastanowić sie nad wydaniem książki :) Pozdrawiam Kasia

    OdpowiedzUsuń