środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział 7

Minęły 3 godziny, a Justin nie opuścił pokoju Veroniki. Z resztą nie zwracał uwagi na upływający czas. Najważniejsze było dla niego to, że mógł być obok niej. Rozmawiali w zasadzie o wszystkim, opowiadali sobie śmieszne historie z dzieciństwa, mówili o tym co lubią a czego nie, a tematów do rozmowy nie ubywało. Justin dosłownie wariował ze szczęścia, bo Veronica zaczęła się przed nim otwierać i nie odpowiadała milczeniem na jego pytania. Nareszcie miał szansę poznać ją bliżej.
Jednak z drugiej strony czuł się źle ukrywając przed nią prawdę o umowie. Wiedział, że dziewczyna w końcu się dowie, a wtedy obwini go, bo nie powiedział jej prawdy wcześniej. On zwyczajnie nie mógł tego zrobić. Nawet nie wiedział jak to ubrać w słowa. Nie mógł od tak po prostu powiedzieć jej „Veronica, moja matka chce, żebyśmy zostali małżeństwem. Musisz tylko podpisać umowę.". Bał się, że Hamilton odwróci się od niego, a przecież dopiero co zaczęli się do siebie zbliżać. Nie chciał tego stracić, nie mógł na to pozwolić. Nie widział dobrego wyjścia z tej sytuacji. Czuł się jak w klatce. Cokolwiek by zrobił, skrzywdzi Veronicę, a tego nie chciał.
– Nica... – urwał. W jego głowie panowała kompletna pustka. Musiał dowiedzieć się co ona o tym sądzi, ale tak, żeby niczego nie podejrzewała. Nie miał pojęcia jak to zrobić, kiedy nie potrafił nawet ułożyć pytania.
– Tak? – Obróciła głowę w jego stronę, poprawiając poduszkę, którą miała pod głową. Leżeli na jej łóżku obok siebie wpatrując się w sufit. Czasami jedno z nich na krótką chwilę obracało głowę, żeby spojrzeć na tą drugą osobę, zdecydowanie częściej robił to Justin. Veronica nie potrafiła zerkać na niego dłużej niż kilka sekund. Nie potrafiła patrzeć mu w oczy. Była świadoma tego jak działa na nią jego obecność i chociaż przeklinała się za to w duchu to zastanawiała się, jakim cudem zapominała o swojej obietnicy, kiedy tylko go widziała. W dodatku zachowanie Justina ciągle zaprzątało jej myśli. Analizowała je jak naukowiec próbki w laboratorium, a im więcej myślała tym bardziej nie potrafiła zrozumieć dlaczego Justin zwrócił na nią uwagę. W pewnym sensie go lubiła i podobało jej się to, że przy nim czuła się chciana, ale z drugiej strony przerażało ją to. Nie chciała się przywiązywać, nie chciała cierpieć, kiedy on odejdzie. Była przekonana, że prędzej czy później to zrobi. Nie pierwszy raz taka sytuacja zdarzała się w jej życiu, a przez to zaczęła twierdzić, że ma dziwny talent do przyciągania ludzi, którzy odchodzą, zostawiając ją z nożem w plecach.
– Co byś zrobiła gdyby...gdyby ktoś ukrył przed tobą coś ważnego, coś co dotyczy też ciebie?
Veronica milczała kilka chwil i odpowiedziała wpatrując się w sufit.
– Na pewno nigdy nie zaufałabym takiej osobie...
Justin przełknął ślinę i zacisnął usta w cienką linię.
– A...a gdyby ta osoba nie wiedziała jak ci to powiedzieć i dlatego milczała?
Każde zadane przez niego pytanie przyśpieszało bicie jego serca. Natomiast każda jej odpowiedź powodowała bolesne ukłucie w klatce piersiowej.
– To nie ma znaczenia. Zawsze można znaleźć jakiś sposób. Czemu pytasz? – Przelotnie na niego spojrzała.
– Po..po prostu chciałem wiedzieć – powiedział cicho. Potem zapadła cisza, której żadne z nich nie chciało przerywać. Justin czuł się jakby ktoś ugodził go nożem prosto w serce. Nie zaufa mu. Nie będzie go chciała. Odejdzie. Musiał jej powiedzieć, otworzył nawet usta, ale głos ugrzązł mu w gardle. Nie wiedział jak. Zamierzał znaleźć sposób i to jak najszybciej, zanim Veronica dowie się o umowie od kogoś innego.
Jego przemyślenia przerwało otwieranie drzwi. Oboje obrócili głowy, kiedy w wejściu stanęła Lucy.
– Veronica....oh, Justin. A co ty tu robisz? – zapytała zdziwiona. Bieber natychmiastowo podniósł się do pozycji siedzącej.
– Ja...um, chciałem porozmawiać z Veronicą – odpowiedział nerwowo, wycierając dłonie w swoje ciemne jeansy.
– Cieszę się – powiedziała z dziwnym, jak dla Justina, uśmiechem na twarzy. – Nie będę wam przeszkadzać.
Po tych słowach wyszła.
Justin z Veronicą spojrzeli na siebie ze zdziwieniem wypisanym na ich twarzach.
– To było dziwne – mruknął pod nosem, jednak dziewczyna go usłyszała.
– Najwidoczniej cię polubiła?
Justin uśmiechnął się lekko i wstał.
– Powinienem już iść.
– Okay. – Przytaknęła.

Wieczorem Veronica jak zwykle, zanim zaczęła szykować się do pracy, czytała książkę. Był to jej nowy nabytek- Poradnik pozytywnego myślenia. I chociaż styl pisania autora nie przypadł jej do gust, to była bardzo ciekawa jak dalej potoczą się losy Pata, który przepełniony był pozytywnym nastawieniem i głęboko wierzył, że uda mu się odzyskać żonę. Ona na pewno nie podzielała jego entuzjazmu i zastanawiała się, jak to możliwe, żeby oszukiwać się tak bardzo. Jednak z drugiej strony podziwiała jego upór w codziennych ćwiczeniach, które wykonywał po to, żeby stracić na wadze i zacząć podobać się swojej żonie. Kiedy wybiła godzina 8.30, Veronica zamknęła książkę i odłożyła ją na nocną szafkę. Zaraz potem rozpoczęła swoje codzienne przygotowania do pracy, na które składało się zrobienie mocnego makijażu i wybór ubrań, które nie przyciągają zbyt wielkiej uwagi, jednocześnie są wygodne i wygląda w nich dobrze. Po 40 minutach była gotowa do wyjścia. Przez ramię przewiesiła czarną, niedużą torebkę, w której były najpotrzebniejsze rzeczy włącznie z telefonem, kluczami do domu i dokumentami, i wyszła z pokoju. Nerwowo zerknęła na zegarek i szybko zbiegła po schodach. Nie mogła się spóźnić
– Veronica, zaczekaj! – zatrzymał ją głos ojca. Przełknęła ślinę i obróciła się, kierując się do salonu, skąd dochodził jego głos. Thomas prawie w ogóle z nią nie rozmawiał, a jeżeli to robił to nie wróżyło to nic dobrego.
– O co chodzi? – w jej głosie było słychać zdenerwowanie.
– Musimy porozmawiać.
Każdy słysząc te słowa zaczyna zastanawiać się co zrobił źle, a w jej przypadku każda rozmowa z nim dotyczyła tylko tego. Po raz kolejny nerwowo przełknęła ślinę i zaczęła przyglądać się ojcu, jakby z jego pozbawionej emocji twarzy próbowała wyczytać cokolwiek. Jednak nic to nie dało. Siedział nonszalancko na fotelu, ubrany w garnitur, jakby przed chwilą wrócił z pracy.
– Lepiej, żebyś usiadła, kochanie.
Veronica dopiero teraz zauważyła, że na kanapie siedziała Lucy, która nerwowo się uśmiechała. Jej serce przyspieszyło, jakby wcześniej nie biło dostatecznie szybko. Zazwyczaj, kiedy Thomas miał do niej pretensje rozmawiali sami, o ile rozmową można nazwać sytuację, w której on ciągle krzyczy i nie pozwala jej dojść do słowa. Dlatego obecność jej macochy przyprawiła ją o gęsią skórkę. Tym razem nie mogło chodzić o jej zachowanie, to było coś poważniejszego. Jej umysł zaczynał tworzyć wszystkie możliwe, czarne scenariusze. Czyżby ojciec dowiedział się gdzie pracuje? Na tą myśl zbladła. Jednak zaraz potem próbowała się przekonać w duchu, że przecież nie interesowało go co robi, więc nie miał powodów, żeby ją śledzić i tym samym odkryć prawdę. Wzięła głęboki wdech i zajęła miejsce na jednym z foteli, który stał naprzeciwko nich.
– O co chodzi? – powtórzyła pytanie, próbując ukryć drżenie w jej głosie, jednak nie była pewna czy się jej to udało. Przez kilka chwil panowała cisza. W tym czasie Veronica dotarła na skraj ataku paniki. Jej dłonie drżały i nawet wciśnięcie ich między kolana nie pomogło, jej oddech był płytki i przyspieszony, jej skóra zrobiła się jaśniejsza niż biała kartka papieru, a zimny pot oblał jej ciało.
– Sprawa jest bardzo prosta, o ile nie będziesz się przeciwstawiać – powiedział Thomas. Mówił spokojnie, a jednocześnie ton jego głosu przypominał ten, którego używał w pracy – poważny i stanowczy. Veronica niespokojnie poruszyła się na fotelu. Atmosfera zgęstniała i wydawało jej się, że w pomieszczeniu zaczyna brakować powietrza.
– Córeczko, wysłuchaj nas do końca, dobrze? I nie denerwuj się.
Słowa Lucy wywołały zupełnie odwrotny efekt. Zaczęła denerwować się jeszcze bardziej.
– Ona nie jest twoją córką, Lucy.
–Thomas, przestań! – Żona zgromiła go wzrokiem. Nie mogła uwierzyć, że człowiek, którego kochała potrafił być tak okrutny. Wykorzystywał każdą okazję, żeby wypomnieć jej, że Veronica nie jest jej córką i chociaż dla niej nie miało znaczenia to, że jej nie urodziła, bolały ją jego słowa. Mogła tylko domyślać się jak czuła się wtedy Veronica. Ciągle ją poniżał i traktował jak człowieka gorszego gatunku, a przecież to była jego córka, krew z krwi, dzieli te same geny. Popatrzyła na niego chwilę, a potem spuściła wzrok. To już nie był ten sam człowiek. To było najgorsze wcielenie Thomasa Hamiltona, które mimo wszystko kochała. Nie mogła od tak przestać kochać ojca swoich dzieci i człowieka, z którym spędziła większość swojego życia.
Hamilton pokręcił głową, jakby był zawiedziony zachowaniem swojej żony i sięgnął po aktówkę, która stała obok fotela, na którym siedział. Otworzył ją i odstawił na miejsce po tym jak wyciągnął z niej plik dokumentów i długopis. Obie te rzeczy przesunął po stoliku w stronę dziewczyny, która cały czas bacznie się mu przyglądała.
– Wystarczy, że przeczytasz i podpiszesz, a unikniemy niepotrzebnych problemów.
Veronica niepewnie wyciągnęła dłoń i chwyciła dokumenty. W momencie, w którym przeczytała nagłówek jej oczy przybrały kształt monet. Ze strachem w oczach spojrzała na Lucy, która tylko bezradnie potrząsnęła głową. Przez moment jej serce zaprzestało swojej pracy, a głos ugrzązł jej w gardle.
– Umowa o małżeństwo? – wyrzuciła z niedowierzaniem po kilku próbach powiedzenia czegokolwiek, które sprowadzały się do otwierania i zamykania ust. – Co to ma znaczyć?
– Nie zadawaj zbędnych pytań. Po prostu przeczytaj i podpisz – westchnął poirytowany.
Dziewczyna szybko wróciła wzrokiem do pliku kartek w jej dłoni, a jej wzrok wędrował po literach z czarnego tuszu.

Strony umowy:

Veronica Hamilton

Justin Bieber

§1

Związek małżeński pomiędzy stronami umowy nie może zostać zakończony wcześniej niż po upływie 5 lat od daty zawarcia małżeństwa.

§2

Z powodu zawarcia związku małżeńskiego Veronica Hamilton jest zobowiązana do przybrania nazwiska małżonka.

§3

Podpisanie niniejszej umowy zobowiązuje strony tejże umowy do zawarcia związku małżeńskiego w ciągu trzech tygodni od dnia podpisania umowy.

§5

Przyszli małżonkowie są zobowiązani do wspólnego mieszkania po podpisaniu umowy przez obie strony.

§13

Veronica Hamilton jest zobowiązana do uczestniczenia we wszystkich wydarzeniach publicznych, w których udział bierze jej przyszły małżonek.

§14

W trakcie uczestniczenia w wydarzeniach publicznych strony umowy są zobowiązane do zachowywania pozorów zgodnego i szczęśliwego małżeństwa.

§27

W trakcie trwania związku małżeńskiego strony umowy nie mogą umawiać się z osobami płci przeciwnej.

§35

Wszystkie dzieci poczęte ze związku stron umowy otrzymają nazwisko Bieber.



– Justin ma już swoją kopię. Wystarczą wasze podpisy i wtedy rozpoczną się przygotowania do ślubu.
Veronica przymknęła powieki czując narastające nudności, nie była w stanie przeczytać więcej. Miała ochotę wymiotować na samą myśl o ślubie. Z wstrętem odrzuciła dokument na stolik i przyłożyła dłoń do ust, oddychając głęboko. Łzy zaczęły szczypać ją pod powiekami. Poczuła się jak idiotka, kiedy zdała sobie sprawę, że wierzyła, iż ojciec nie wyda jej za mąż, a jedynie groził jej, żeby ją przestraszyć. On naprawdę zamierzał to zrobić. W jednej chwili wstała i pobiegła w stronę łazienki, słysząc za sobą wściekły głos ojca. Z impetem otworzyła drzwi i od razu nachyliła się nad toaletą, zwracając zawartość żołądka. Kiedy ostatnie torsje ustąpiły, oparła się plecami o szafkę i schowała twarz w dłoniach, szlochając.
– Veronica, dziecko! Nic nie jest?! – dotarł do niej spanikowany głos Lucy. Nie miała siły odpowiedzieć, Zapach kwiatowych perfum jej macochy uderzył ją, kiedy jej szczupłe ramiona owinęły się wokół ciała dziewczyny.
– Tak bardzo cię przepraszam, kochanie – szeptała, kołysząc ją delikatnie na boki.
– Veronica, przestań urządzać sceny!
Spięła się słysząc głos Thomasa.
– Thomas, wyjdź stąd! Nie widzisz, że źle się czuje!
– Ona ma tylko podpisać te papiery! – wrzasnął.
Veronica przełknęła ślinę i uniosła głowę. Przez łzy obraz był zamazany, jednak bez problemu rozpoznała sylwetkę ojca stojącą w progu.
– Nie podpiszę tego – powiedziała zachrypniętym głosem.
– Słucham?! Podpiszesz to!
– Thomas, wynoś się stąd! – tym razem głos podniosła Lucy. Odsunęła się od Veroniki i stanęła naprzeciwko swojego męża.
– Wyjdź stąd, rozumiesz? Ona niczego nie podpisze, a na pewno nie w takim stanie – powiedziała spokojnie, ale stanowczo. Thomas przez chwilę nic nie mówił, jego szczęka i pięści zaciskały i rozluźniały się w jednym rytmie, a morderczy wzrok skupiony był na Veronice.
– Podpisze to, chociaż miałaby to być ostatnia rzecz, którą zrobi – warknął, a zaraz potem wyszedł. Lucy westchnęła i pokręciła głową. W tym czasie Veronica powoli podniosła się z podłogi i nachyliła się nad umywalką. Przepłukała usta wodą i przez chwilę wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze, ciężko oddychając.
– Kochanie, wszystko w porządku? – dobiegł ją zatroskany głos Lucy. Ona jednak jej nie odpowiedziała, wyminęła ją i skierowała się do swojego pokoju. Tam poprawiła makijaż, który spłynął jej po twarzy i wyszła. Cały ten czas ignorowała nawoływania macochy. W korytarzu natknęła się na Emmę, która stała tam z założonymi rękami na piersi i zwycięskim uśmiechem na twarzy. Veronica nie musiała zbyt długo szukać powodu zadowolenia swojej przyrodniej siostry-Emma wszystko słyszała. Hamilton westchnęła ciężko i obróciła się w stronę wyjścia, kiedy w pomieszczeniu zjawiła się Lucy. Zanim zamknęła za sobą drzwi, powiedziała tylko „muszę iść do pracy" i szybkim krokiem wybiegła na chodnik. Wzięła kilka głębokich wdechów i sięgnęła do torebki po telefon. Odblokowała ekran i pospiesznie zaczęła wystukiwać treść wiadomości, a w klatce piersiowej poczuła nieprzyjemny ucisk.

Do: Justin
Okłamałeś mnie.




1 komentarz: