niedziela, 1 stycznia 2017

Rozdział 8

Justin patrzył ze zdziwieniem na ekran telefonu, na którym widniała wiadomość od Veroniki. Zaczął zastanawiać się, o co może jej chodzić, ale szybko z tego zrezygnował, kiedy nic nie przychodziło mu do głowy.
– Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet.
Wzruszył ramionami i zaczął wystukiwać treść odpowiedzi.

Do: Księżniczka
Co masz na myśli?

Nerwowo tupiąc nogą w podłogę czekał na wyjaśnienia. Co kilkanaście sekund przeczesywał włosy palcami, marszczył czoło i wzdychał. Nie znosił tego uczucia niepewności, był przyzwyczajony, że zawsze nad wszystkim panował. Teraz znajdował się pod ścianą, bo nie wiedział, w jaki sposób zareagować i jaki ruch wykonać. Zaczynało mu to przypominać grę w szachy, w której był absolutnym mistrzem. Bezbłędnie przewidywał ruchy przeciwnika i miał w zanadrzu kilkanaście ruchów, które doprowadzały go do zwycięstwa za każdym razem. Jednak teraz jego przeciwnikiem była Veronica, która ciągle stosowała inną taktykę, co utrudniało mu stworzenie planu, który doprowadziłby go do wygranej.
Próbował przypomnieć sobie, co wydarzyło się w jej domu i co jej powiedział, mając nadzieję, że to pomoże mu ją zrozumieć, ale nie pamiętał, żeby okłamał ją w jakiejkolwiek sprawie; powiedział jej prawdę.
– Przecież jej nie okłamałem – mruknął, chodząc po salonie. – Nie powiedziałem jej tylko o... – Zatrzymał się gwałtownie, zacisnął usta w cienką linię, przyłożył dłonie do twarzy i wziął kilka głębokich wdechów. Jego puls zaczął przyspieszać na samą myśl, że Veronica mogła dowiedzieć się o umowie. Próbował wmówić sobie, że to niemożliwe, bo na myśl nie przychodziła mu ani jedna osoba, która mogłaby wyznać jej prawdę.
– To nie może być to. – Pokręcił głową. Chwilę później po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk przychodzącej wiadomości.

Od: Księżniczka
Umowa.

– To musi być jakiś popieprzony żart! –krzyknął po odczytaniu treści. Odrzucił urządzenie na kanapę, zatopił palce we włosach, przymknął powieki i zacisnął szczękę. Nie wiedział czy bardziej jest wściekły na siebie, że nie powiedział jej o idiotycznym pomyśle jego matki, kiedy miał na to okazję, czy na osobę, która poinformowała ją o umowie. – Cholera jasna! – Kopnął w fotel, który ze zgrzytem przesunął się kilkanaście centymetrów rysując drewnianą podłogę. Jednak jego złość szybko zamieniła się w panikę, kiedy przypomniał sobie słowa Veroniki.
– Już mi nie zaufa. Nie będzie chciała ze mną rozmawiać. Straciłem ją – mamrotał pod nosem. Na chwilę zastygł w bezruchu, a jego oczy uważnie przeskanowały pomieszczenie. Zaraz potem wybiegł z domu po drodze chwytając jedynie kluczyki od samochodu. Nie zwrócił uwagi na to, że zostawił otwarte drzwi, a jego telefon nadal znajdował na kanapie, co nigdy się nie zdarzyło, bo bez telefonu nigdzie się nie ruszał. Jego uwaga skupiona była na dotarciu do klubu. Grafik Hamilton znał na pamięć, więc był pewny, że tam ją znajdzie. W pośpiechu wyjechał z posesji i już kilkanaście metrów od domu przekroczył dozwoloną prędkość. Zignorował sygnalizację świetlną, przez co dwukrotnie zaledwie kilkanaście centymetrów dzieliło go od zderzenia z innym pojazdem. Dźwięki klaksonów innych kierowców nie robiły na nim wrażenia, a jego dłonie zaciskały się na kierownicy. Chciał, jak najszybciej znaleźć się na miejscu, a obecność innych samochodów na ulicach o tej porze była powodem jego irytacji, nawet jeżeli wiedział, że ruch w Nowym Jorku nigdy nie ulega zmniejszeniu. Jego wzrok utkwiony był w przedniej szybie, a w głowie układał sobie przebieg rozmowy z Veronicą. Nie miał zamiaru zrezygnować i przyrzekł sobie, że nawet siłą zmusi ją do wysłuchania jego wersji wydarzeń. Odetchnął z wyraźną ulgą, kiedy znalazł wolne miejsce parkingowe, gdzie po chwili znalazło się jego auto. Równocześnie z tą czynnością stres przejął nad nim panowanie. Jego serce biło zdecydowanie szybciej, oddech stał się płytki, a na skórze pojawił się pot. Wyciągnął kluczyki ze stacyjki i po przełknięciu śliny wysiadł z wozu. Włączył alarm, przeczesał palcami włosy i ruszył w kierunku wejścia, nad którym neonowe litery układały się w napis NOVA. Grymas niezadowolenia pojawił się na jego twarzy, kiedy dostrzegł kolejkę, której końca nie widział, stojącą przed lokalem.
– To się, kurwa, nie dzieje naprawdę – warknął pod nosem i włożył rękę do kieszeni. Wyciągnął z kieszeni kilka banknotów, nie patrząc na ich wartość nominalną, i wcisnął je ochroniarzowi w dłoń, po czym wszedł do środka. Dotarły do niego dźwięki niezadowolenia innych osób, ale szybko zostały zagłuszone przez głośną muzykę. Przewrócił oczami widząc tłum ludzi cisnących się na parkiecie. Zaczynało mu się wydawać, że wszyscy zmówili się przeciwko niemu, żeby utrudnić mu dotarcie do niej. Jednak to ani trochę go nie zniechęcało. Zaczął się przepychać, co chwilę uderzając łokciem tych, którzy z powodu zbyt dużej ilości alkoholu wpadali na niego. Zacisnął dłonie w pięści, kiedy po raz kolejny ktoś zderzył się z jego klatką piersiową.
– Co jest kurwa? – warknął. Dzięki migającym światłom mógł zobaczyć twarz rudowłosej dziewczyny, która próbowała podnieść się z podłogi, a każdej jej próbie towarzyszył chichot. Justin pokręcił głową i ominął ją, co wyraźnie się jej nie spodobało, bo sekundę potem jej dłonie owinięte były wokół jego kostki.
– Co ty, do cholery, robisz?! – krzyknął, żeby była w stanie go usłyszeć. W słabym świetle zdołał dostrzec jej poruszające się usta, jednak oprócz muzyki nie docierało do niego nic innego. Wyszarpnął się i ruszył w stronę baru mając nadzieję, że tym razem na jego drodze nie pojawi się przeszkoda. Jego zdenerwowanie wzrastało, kiedy z każdą mijającą minutą co raz więcej pijanych ludzi blokowało mu przejście. Kiedy jego wzrok natknął się na widoczne z daleka półki wypełnione butelkami z alkoholem, odetchnął z ulgą. Jednak jego entuzjazm nie trwał długo, do baru dobijało się kilkanaście osób, a on nie mógł znaleźć nawet niewielkiej przestrzeni przy ladzie, gdzie mógłby się wcisnąć.
– Dość tego – mruknął. Dokładnie przeskanował każdą osobę, a przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu, kiedy spostrzegł dwie dziewczyny stojące się obok siebie. Zdecydowanym krokiem podszedł do nich i dotknął ramienia jednej z nich.
– Miałabyś coś przeciwko, gdybym wepchnął się między was? – zapytał, unosząc kąciki ust w górę, kiedy ich spojrzenia się zetknęły. Oczy dziewczyny się rozszerzyły, a ona zaskoczona jego pojawieniem się zdołała jedynie pokręcić głową odsuwając się, żeby ustąpić mu miejsca. W duchu zatańczył taniec szczęścia, kiedy jego dłonie w końcu spoczęły na blacie baru. W panującym dookoła nim chaosie i między nieustannie poruszającymi się barmankami próbował zlokalizować Veronicę, co wcale nie było łatwym zadaniem. Pomimo tego, że dla niego Hamilton była wyjątkowa i zdecydowanie odróżniała się od reszty, wtedy wszystkie dziewczyny wyglądały tak samo, zlewały się w jedną całość. Po kilkudziesięciu sekundach wzrokowych poszukiwań był zmuszony przymknąć powieki, bo jego umysł przestał na moment odróżniać kontury osób i przedmiotów. Pokręcił głową i zdecydował się znaleźć ją w inny sposób. Przez kolejną minutę krzyczał próbując tym samym zwrócić uwagę którejś z nich, jednak nie przyniosło to efektu. Zacisnął szczękę uderzając pięścią w gładką powierzchnię blatu, przez co szklanki i kieliszki innych klientów, znajdujących się niedaleko niego, stojące na nim zatrzęsły się. To przykuło uwagę barmanki, która patrzyła na niego ze zdziwieniem. On jedynie uśmiechnął się złośliwie powstrzymując się od ataku złości.
– Wiesz, gdzie znajdę Veronicę?
Brązowowłosa dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwie.
– A ty to...
– Justin. Muszę z nią porozmawiać.
Gdy tylko skończył swoją wypowiedź, dziewczyna odeszła bez słowa.
–Ej! – krzyknął za nią, jednak ona nie zareagowała. Przeklął w myślach i oparł czoło na dłoni, nie mając pojęcia, że dziewczyną, z którą rozmawiał była Hope, która nie zamierzała ukrywać swojej niechęci do jego osoby po tym, co usłyszała od swojej przyjaciółki.
– Co chcesz?
Gwałtownie uniósł głowę na dźwięk jej głosu. To brzmienie poznałby wszędzie, jego barwa stanowiła dla niego idealną symfonię, której żadna ludzka ręka nie byłaby w stanie stworzyć.
– Chcę z tobą porozmawiać.
– Albo coś zamówisz, albo odejdź, blokujesz miejsce innym – powiedziała nie patrząc na niego.
– Nica, proszę cie, musisz mnie wysłuchać.
– Przepraszam, nie mam czasu.
Nawet w tym świetle zobaczył, jak nerwowo przełknęła ślinę i oddaliła się do innego klienta.
– Będę tu siedział dopóki ze mną nie porozmawiasz! – krzyknął za nią i zajął miejsce na barowym stoliku, który zwolnił się chwilę wcześniej.
Trzy godziny i kilka drinków później wyszedł.

Veronica pokręciła z rezygnacją głową widząc puste miejsce, które jeszcze kilka minut temu zajmował Justin, a które teraz zajmowała jakaś blondynka. Tylko przed samą sobą nie mogła udawać, że nie chciała, żeby został i powiedział jej swoją wersję wydarzeń. W głębi ducha miała nadzieję, że wszystko da się jakoś wytłumaczyć, a przynajmniej bardzo mocno w to wierzyła. Gdyby okazało się inaczej wiedziała, że stanowiłoby to początek końca jej znajomości z Justinem. Westchnęła i spojrzała na zegarek w telefonie, który wskazywał, że za pół godziny kończyła się jej zmiana. Tym bardziej chciała wrócić do swojego łóżka i zasnąć. Miała dość dzisiejszego dnia, który jak jeden z wielu ponownie skomplikował się przez niego. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego pojawienie się go w jej życiu wywarło tak duży wpływ na jej los. Mimo to nie chciała tracić przyjaźni, która właśnie zaczynała się budować.
– Nica, wszystko w porządku?
W odpowiedzi skinęła głową i chwyciła za ścierkę zaczynając wycierać klejący się blat.
– Przez ostatnie kilka minut stałaś bez ruchu i w ogóle nie reagowałaś, więc nie kłam i powiedz mi, co się dzieje.
– Nic. – Wzruszyła ramionami.
– Chodzi o...Justina? – zapytała niepewnie.
– Nie – zaprzeczyła zbyt szybko, co wzbudziło podejrzenia Watson.
– Jesteś pewna?
– Nie wiem, co mam zrobić – westchnęła, odrzucając ścierkę na bok. – Nie mogę podpisać tej umowy i zostać jego żoną. Ale ojciec mnie zabije, jeżeli tego nie zrobię. – Oparła dłonie na ladzie.
– W takim razie skorzystaj z mojej oferty, wprowadź się do mnie. Ile jeszcze chcesz się męczyć mieszkaniem z tymi potworami? – Skrzyżowała ramiona na piersi. – A Justina sobie odpuść. Okłamał cie, chociaż tego samego dnia chciał twojej przyjaźni. Dał ci dowód na to, że nie można mu ufać.
– Wiem, ale to nie takie proste. Nawet jak się wyprowadzę, ojciec i tak znajdzie sposób, żeby mnie zmusić do tego ślubu, a Justina po prostu nie da się ignorować.
– Veronica! Przestań wszystko komplikować. To jest proste, musisz wreszcie zacząć podejmować dorosłe decyzje, inaczej twój ojciec nadal będzie tobą pomiatał.
Hamilton nie odpowiedziała i wróciła do swojego poprzedniego zadania. Kiedy skończyła, spojrzała na zegarek i gdy na ekranie telefonu pojawiła się godzina 5, skierowała się do pomieszczenia dla personelu. Z szafki wyciągnęła swoją torebkę i kurtkę i opuściła lokal. Wciągnęła głęboko powietrze do płuc i przymknęła powieki rozkoszując się chwilą spokoju. Wiedziała, że Hope ma rację, jednak ona nie miała odwagi sprzeciwić się ojcu. Bała się go, a ten strach był tak głęboko zakorzeniony w niej, że nie była w stanie nawet myśleć o powiedzeniu mu „nie”. Była od niego zależna, dzięki czemu miał nad nią przewagę, mógł ustalał granice, a ona mogła jedynie się z nim zgadzać, co stało się dla niej tak naturalne jak oddychanie. Nie chciała żyć w ten sposób, ale nie miała pojęcia, jak to przerwać. Nie widziała wyjścia z tej sytuacji, była bezsilna. Zarzuciła kurtkę na ramiona i z ciężkim westchnięciem ruszyła w drogę powrotną. Myślenie pochłonęło ją do tego stopnia, że nie zwróciła uwagi na odgłos kroków, który z każdą chwilą był coraz głośniejszy. Krótki krzyk zaskoczenia wydobył się z jej ust, kiedy poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu, a zaraz potem został zagłuszony przez drugą dłoń napastnika. Zaczęła się szarpać, jej puls przyspieszył, a torebka z cichym łoskotem upadła na chodnik.
– Nica, uspokój się! To ja!
Zamarła na dźwięk jego głosu.
– Nie chciałem cię przestraszyć.
Odsunęła się tak szybko, jak zniknął jego dotyk. Obróciła się i przyłożyła dłoń do klatki piersiowej na widok Justina i z trudem próbowała złapać oddech.
– Zwariowałeś?!
Uniósł ręce w geście poddania.
– Nie chciałem cię przestraszyć – powtórzył.
– Co ty tu robisz? – zapytała po kilku chwilach ciszy.
– Przecież powiedziałem, że nie odejdę, dopóki ze mną nie porozmawiasz. – Wzruszył ramionami. Veronica zamrugała kilkakrotnie nie mogąc uwierzyć w to co usłyszała. Zacisnęła usta w cienką linię próbując powstrzymać uśmiech. Odchrząknęła, kiedy poczuła ciepło na policzkach. Odruchowo spuściła głowę.
– Justin, marnujesz czas – mruknęła i schyliła się, żeby podnieść torebkę.
– Dowiedziałem się kilka godzin wcześniej niż ty.
Wyprostowała się  i przełknęła nerwowo ślinę. Chciała go wysłuchać, ale palące uczucie bycia okłamaną po raz kolejny zagościło w jej wnętrzu. Pokręciła głową i szybkim krokiem zaczęła się od niego oddalać.
– Zaczekaj!
Zatrzymała się jak na zawołanie, jakby usłyszała żądanie jej ojca, które musiała natychmiast spełnić, co dało mu czas na dogonienie jej.
– Nie wiedziałem, jak mam ci o tym powiedzieć. Nareszcie zaczęłaś ze mną normalnie rozmawiać i nie chciałem tego zepsuć.
– Ale to zepsułeś. – Spojrzała na niego z rozgoryczeniem wymalowanym w jej tęczówkach.
– Proszę cię, nie mów tak.
Przymknęła powieki, kiedy do jej uszu dotarł jego błagalny ton.
– Ta umowa nie była moim pomysłem.
Gwałtownie otworzyła oczy, a jej usta ułożyły się w bezgłośnym „co?”.
–Moja matka mi ją przyniosła. Nawet nie chciałem tego czytać, ale kiedy wymieniła twoje nazwisko...
– Przestań – wyszeptała. – Po prostu przestań.
– Księżniczko...
– Nie! Nie chcę tego słuchać.
Niezręczna cisza zapadła między nimi, jednak żadne z nich nie ruszyło się ze swojego miejsca, tak jakby ktoś wcisnął pauzę w trakcie oglądania filmu.
– Przynajmniej pozwól mi się odwieźć do domu. Nie chcę, żebyś o tej porze wracała sama.
Veronica skinęła głową, Justin chwycił jej dłoń i zaprowadził ją do swojego auta. Droga powrotna wypełniona była krótkimi spojrzeniami w jej stronę i piosenkami granymi w radiu.
– Poczekaj – powiedział i chwycił ją za dłoń, kiedy chciała wysiąść. – Nie chcę, żebyś była na mnie zła.
– Nie jestem zła – wyszeptała cały ten czas wpatrując się w szybę. – Jestem rozczarowana.
Justin zacisnął usta w cienką linię. Nie tego się spodziewał, jednak jej słowa zabolały go bardziej, niż gdyby go zwyzywała i napluła mu w twarz. Poczuł się, jakby stracił możliwość nabrania powietrza do płuc.
– Nie chciałem cię skrzywdzić.
– Nie skrzywdziłeś. Udowodniłeś mi tylko, że to co powstało między nami powinno zakończyć się na tej jednej randce.
– Nica, ja...
– Oszczędź sobie tego. – Wyszarpnęła dłoń z jego uścisku. – Nie powiesz nic, co zmieni moje zdanie o tobie.
– Veronica! – krzyknął i siłą obrócił ją w jego stronę. Ujął jej twarz w dłonie i spojrzał jej prosto w oczy, w których widoczny był strach pomieszany z zaskoczeniem. – Nie zgadzam się, żeby przez idiotyczny pomysł mojej matki nasza relacja się popsuła, rozumiesz? Nie chciałem cię skrzywdzić i przepraszam, że cię okłamałem. Zapomnijmy o tej umowie, dobrze? To nie ma żadnego znaczenia.
– Nie mogę.
– Możesz. Księżniczko, nikt nie zmusza cię do podpisania tego.
Jego bliskość sprawiła, że Veronica nie potrafiła się sprzeciwić, chociaż dobrze wiedziała, że będzie musiała podpisać dokumenty, które przewrócą jej życie do góry nogami.
– Zapominamy o tym, tak? – zapytał gładząc jej policzki kciukami. Ona jedynie przytaknęła. W tym momencie mogłaby roześmiać się z powodu ironicznego charakteru tej sytuacji, teraz to ona okłamywała jego. Po krótkim pożegnaniu Veronica zniknęła za drzwiami jej domu, a Justin zaczął zastanawiać się dlaczego tak nagle zmieniła zdanie, kiedy kilkanaście minut wcześniej nawet nie chciała z nim rozmawiać. Jej zachowanie nie miało najmniejszego sensu, co wzbudziło jego podejrzenia.
– Co takiego ukrywasz, księżniczko? – westchnął, uruchamiając silnik.







~~~~~~~~~~~~
Nie będę się tłumaczyć, dlaczego tak długo nic się tutaj nie pojawiało. Niewiele osób czyta to opowiadanie i zaczynam zastanawiać się nad usunięciem go z bloggera. To tyle. Do zobaczenia X

2 komentarze:

  1. Nie mów tak ze chcesz tego bloga usunąć bo jest świetny. Pisz dla siebie a nie dla innych. Jest to jeden z moich ulubionych blogów i przykro mi będzie jak go usuniesz :( Rozdział świetny jak zawsze *,*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie usuwaj tego! Kocham to, a rozdział super 😘

    OdpowiedzUsuń