środa, 27 stycznia 2016

Rozdział 3

Veronica stała przed lustrem w łazience i przyglądała się swojemu odbiciu. Miała na sobie niebieską sukienkę na jedno ramię, marszczoną na biodrach. Na stopach miała czarne szpilki, a jej naturalnie kręcone włosy swobodnie opadały na jej plecy. Na twarzy miała delikatny makijaż i chociaż pierwszy raz stwierdziła, że wygląda dobrze to na jej ustach nie rozciągał się uśmiech. Dzisiaj miał odbyć się bankiet z okazji dziesięciu lat działalności kancelarii jej ojca. Zaproszono wielu biznesmenów, którzy wielokrotnie z nim współpracowali i wiele innych ważnych osób z jego środowiska. Veronica oczywiście otrzymała pouczenie od Thomasa na temat tego jak ma się zachowywać i nie sprawiać problemów. Było jej przykro i w pewnym momencie miała ochotę się rozpłakać, ale powtarzała sobie w głowie, że powinna była się przyzwyczaić do tego. Tylko jak można się przyzwyczaić do tego, że twój ojciec, człowiek, który dał ci życie traktuje cię jak chodzący problem i patrzy na ciebie z obrzydzeniem? Nie można do tego przywyknąć, można próbować lub udawać, że to nas nie rusza, ale ten ból ciągle będzie gdzieś głęboko w środku jak pasożyt, który zjada cię od środka, tylko robi to cichutko, żeby nikt o nim nie wiedział i nie próbował się go pozbyć. I Veronica czuła ten ból, ale nic nie mogła z tym zrobić, bo niby co?
Pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia.
– Veronica, jesteś gotowa? – usłyszała głos Lucy.
– Tak, już idę – powiedziała wystarczająco głośno, żeby ją usłyszała. Nie miała najmniejszej ochoty tam iść, ale wolała nie wyobrażać sobie co zrobiłby jej ojciec, gdyby mu o tym powiedziała. Westchnęła i opuściła łazienkę. Nie chciała zabierać ze sobą żadnej torebki, bo nie widziała w tym sensu. Telefon nie był jej potrzebny, bo oprócz Hope nikt się z nią nie kontaktował. Wyszła z pokoju i zeszła na dół do salonu, gdzie byli już wszyscy. Thomas miał na sobie drogi garnitur, Lucy kremową długą suknię, a czarna sukienka Emmy wydawała jej się zbyt krótka, jednak ojciec nie wyglądał jakby miała coś przeciwko, więc nie miała prawa do komentarza.
– Mogłaś się pośpieszyć, nie mam zamiaru się spóźnić. – Thomas posłał jej groźne spojrzenie.
– Ślicznie wyglądasz, kochanie. – Lucy uśmiechnęła się przyjaźnie.
– Dziękuję – mruknęła. Potem wszyscy zajęli miejsca w specjalnie wynajętej na tę okazję limuzynie. Droga minęła w ciszy, a przynajmniej dla Veroniki. Zatrzymali się przed budynkiem, który przypominał zamek. Odbywało się tu mnóstwo imprez, głównie organizowanych przez biznesmenów, ponieważ była to najlepsza sala w całym mieście, a wynajęcie jej wiązało się z zapłaceniem kilkudziesięciu tysięcy dolarów. Wysiedli z limuzyny i przez ogromne drewniane drzwi weszli do środka. Widok w środku zapierał dech w piersi. Ogromne żyrandole zwisające z sufitu, parkiet wypolerowany do tego stopnia, że można było się w nim przejrzeć i cała reszta wystroju wyglądały jak żywcem wyciągnięte z sali balowej prawdziwego zamku. Z lewej wielkie i bogato zdobione schody prowadziły na drugie piętro, gdzie znajdowały się pokoje. Po prawej stronie był bar, w którym znajdowały się chyba wszystkie istniejące na świecie rodzaje alkoholi. Część sali zajmowały okrągłe stoliki pokryte białymi obrusami, a po drugiej stronie znajdowała się platforma, która miała służyć za scenę i stanowiła miejsce zespołu, który zazwyczaj zapewniał oprawę muzyczną.
Thomas jak zwykle wszystkiemu przyglądał się bardzo krytycznie, jednak kiedy nie znalazł niczego, co nie przypadłoby mu do gustu pokiwał głową z uznaniem. Kilka minut później zaczęli zjeżdżać się goście, których witali w wejściu. Veronica była zmęczona utrzymywaniem sztucznego uśmiechu na twarzy, jednak mimo wszystko nie dała po sobie tego poznać. Wiedziała, że najmniejszy błąd z jej strony nie skończy się dobrze dla niej. Mówiąc szczerze dziewczyna nie miała pojęcia kim są ci ludzie, ale nie interesowało jej to. W duchu powtarzała sobie, że musi wytrzymać do końca, żeby bez żadnej awantury położyć się do łóżka. Jej myśli zostały przerwane, kiedy na podest wszedł Thomas razem ze swoim wspólnikiem, którego Veronica tak naprawdę nigdy nie widziała. W momencie, kiedy jej ojciec rozpoczął swoją przemowę na temat tego jak bardzo jest dumny z tego co osiągnęli i że nie obyłoby się to bez ciężkiej pracy wyłączyła się ponownie i zaczęła podziwiać sufit. I jak zwykle robiła to tak, żeby nikt nie zauważył jej znudzenia. Kiedy rozległy się brawa, przyłączyła się do nich udając, że uważnie słuchała. Obok niej stała Lucy z Emmą, a kilka chwil później zjawił się Thomas. Zaraz potem zaczęli podchodzić do niego ludzie i gratulować mu sukcesu. Z większością zamienił kilka zdań więcej, a do tych rozmów często przyłączała się Lucy a nawet Emma. Veronica nadal trzymała się swojego założenia i zachowywała się tak jak życzył sobie tego Thomas. Zakładała, że tak będzie do końca i kiedy wieczór się skończy będzie mogła odetchnąć z ulgą. Jednak kiedy zobaczyła kto tym razem zbliża się do jej ojca, przeklęła w myślach. Nie miała pojęcia dlaczego Bóg musiał psuć jej plany i tak bardzo mieszać jej w życiu. Od razu spuściła głowę i w duchu modliła się chyba do wszystkich bóstw jakie istnieją na tym świecie, żeby jej nie rozpoznał.
– Panie Hamilton, gratuluję sukcesu. Naprawdę Pana podziwiam – do jej uszu dotarł lekko zachrypnięty głos.
– Dziękuję. Jednak wolałbym, żebyś zwracał się do mnie po imieniu. W końcu nie pierwszy raz ze sobą współpracujemy, Justin – zaśmiał się jej ojciec. –Wcześniej nie było okazji, więc teraz poznaj moją żonę Lucy. – Veronica kątem oka widziała jak Justin pocałował dłoń Lucy i to samo powtórzył, kiedy Thomas przedstawił mu Emmę. – A to moja druga córka, Veronica.
W tym momencie Veronica zacisnęła dłoń w pięść i mocno zacisnęła powieki. Wiedziała, że musi na niego spojrzeć i to właśnie zrobiła z nadzieją, że jej nie rozpozna, bo kiedy go poznała miała na sobie mocny makijaż i wyglądała inaczej. Uniosła głowę i jej spojrzenie skrzyżowało się z brązowymi tęczówkami, które już widziała. Na jego twarzy, dokładnie tak jak wtedy, rozciągał się uśmiech. Miał na sobie ciemny garnitur, a jego grzywka postawiona była do góry. Tak samo jak w przypadku Lucy i Emmy wyciągnął w jej stronę dłoń, a ona podała mu swoją. Jego oczy cały czas utkwione były w niej. Delikatnie chwycił jej dłoń i przycisnął swoje usta do jej skóry, a Veronica poczuła ciepło na swoich policzkach.
– Miło mi poznać – powiedział.
– Mi również – mruknęła, jednak wystarczająco głośno, żeby ją usłyszał. Veronica odetchnęła z ulgą w duchu, kiedy chłopak zajął się rozmową z Thomasem. Nie mogła tu stać i ryzykować swojego rozpoznania. Jej serce biło w szybkim tempie na samą myśl tego co działoby się, gdyby jej ojciec dowiedział się, że pracuje w barze. Korzystając z jego nieuwagi oddaliła się od nich i pod pretekstem skorzystania z toalety wycofała się w stronę schodów. Potem jak najszybciej weszła na górę, a kiedy znalazła się na drugim piętrze, gdzie nie było nikogo, oparła się o ścianę i próbowała unormować serca, które dudniło w jej klatce piersiowej. Po kilku chwilach i zaczerpnięciu kilku głębokich wdechów ruszyła wzdłuż korytarza. Ściany miały kremowy kolor, a wszystkie drzwi, które mijała były z ciemnego drewna. Zatrzymała się w momencie, kiedy zauważyła drzwi różniące się znacznie od innych z tabliczką „wejście na dach”. Niepewnie podeszła do nich i nacisnęła klamkę. Ku jej zdziwieniu były otwarte. Po ich uchyleniu jej oczom ukazały się drewniane schody. Rozejrzała się na boki i kiedy nie zobaczyła nikogo zaczęła pokonywać kolejne stopnie po tym jak zamknęła za sobą drzwi. Z tego co pamiętała to nie miała sprawiać problemów, a jeżeli przeczeka resztę wieczoru tutaj to wypełni polecenie ojca, prawda?
Gdy dotarła na szczyt schodów, przed nią znalazły się kolejne drzwi, które również były otwarte. Przez moment zastanawiała się czy ktokolwiek je zamyka i kiedy ostatnio wejście na dach było używane, ale te myśli ulotniły się z jej głowy tak szybko jak się pojawiły. Veronica skupiła się na widoku Nowego Jorku, który rozciągał się przed nią, kiedy podeszła bliżej krawędzi. Z delikatnym uśmiechem na twarzy przyglądała się oświetlonemu miastu i cieszyła się momentem ciszy i samotności. Bardzo chciała, żeby jej życie wyglądało inaczej, a najlepiej gdyby mogła urodzić się kimś innym. Przestać być Veronicą Hamilton, niechcianą córką, która zawsze sprawia problemy, tą dziewczyną, która tak rozpaczliwie szuka odrobiny miłości, ale wiedziała, że to niemożliwe. I tego żałowała najbardziej.
– Dlaczego nie mogłam urodzić się kimś innym? – westchnęła. Pokręciła głową i przymknęła powieki wsłuchując się w dźwięki miasta, które w dziwny sposób ją uspokajały. I tym razem spokój nie trwał długo.
– Spotykamy się ponownie, piękna nieznajoma.
Ciało Veroniki napięło się, kiedy usłyszała zachrypnięty głos za sobą. Nie była w stanie się ruszyć, kiedy czuła jego oddech na swojej skórze. Teraz już wiedziała, że jej modły nie zostały wysłuchane i ją rozpoznał, ale musiała zrobić wszystko, żeby uwierzył, że się pomylił.
– Słucham? – Obróciła się stając z nim twarzą w twarz.
– Naprawdę myślałaś, że cię nie rozpoznam? – Uniósł pytająco brew.
– Musiałeś mnie z kimś pomylić...Justin, o ile dobrze zapamiętałam. A teraz przepraszam, ale muszę wrócić na dół. – Posłała mu krótki uśmiech i próbowała go wyminąć jednak on przesuwał się w tą samą stronę co ona, tym samym blokując jej przejście.
– Możesz mnie przepuścić?
– Nie. – Pokręcił głową.
– Bo? – Skrzyżowała ramiona na piersi.
– Bo nie mam pojęcia dlaczego próbujesz zrobić ze mnie durnia i wmawiasz mi, że nie spotkaliśmy się wcześniej. Jesteś tą dziewczyną z baru i to ty nie chciałaś mi powiedzieć swojego imienia. Teraz przynajmniej wiem dlaczego...Jestem zaskoczony, że moja piękna nieznajoma to Veronica Hamilton, córka jednego z najlepszych prawników w mieście...
– Zamknij się! – warknęła, przerywając mu.  –Nie masz pojęcia o czym mówisz. – Pokręciła głową i tym razem go wyminęła. Nie chciała tego słuchać, nie chciała być postrzegana tylko i wyłącznie jako córka Thomasa Hamiltona.
– Poczekaj! – usłyszała jego podniesiony głos za sobą, a kilka sekund później poczuła jak jego palce delikatnie owijają się wokół jej ramienia. Veronica zamarła, a jej oddech przyspieszył. Ciepło jego dłoni sprawiło, że niewielkie włoski na jej karku się uniosły.
– Chcę tylko z tobą porozmawiać.
– O czym? – Obróciła spoglądając na niego.
– Nie sądzisz, że należą mi się wyjaśnienia?
– Nie sądzę. – Odsunęła się od niego wyrywając ramię z jego uścisku. Zrobiła kilka kroków i ponownie zatrzymał ją jego głos.
– Podejrzewam, że twój ojciec nie wie, że tam pracujesz. Byłoby źle, gdyby przypadkiem się dowiedział, prawda?
Musiał zaryzykować. Nie był pewny czy jej ojciec wie, gdzie pracuje, ale z tego co o nim wiedział, domyślał się, że nie, a jej reakcja tylko go w tym utwierdziła.
– Słucham? – Odwróciła się gwałtownie, jej oczy się rozszerzyły, serce przyspieszyło, a dłonie zaczęły pocić.
Nie miał innego wyboru. Wiedział, że w tym momencie zachowywał się jak świnia, ale nie mógł jej pozwolić odejść od tak po prostu, nie po tym czego się dowiedział.
– Zastanawiam się jak zareagowałby twój ojciec, gdyby dowiedział się gdzie pracujesz. – Wzruszył ramionami i przybliżył się do niej. – Zakładam, że nie byłby zadowolony, mam rację? – Uniósł jedną brew do góry.
–N-nie zrobisz t-tego – wyjąkała. Sama myśl o reakcji Thomasa paraliżowała ją ze strachu.
– Chcesz się założyć?
– D-dlaczego ty to robisz? – Pokręciła głową.
– Chcę po prostu z tobą porozmawiać. Zasłużyłem na wyjaśnienia.
– Rozmawialiśmy tylko raz. – Spuściła głowę.
– I powiedziałem ci więcej, niż komukolwiek innemu, a ty nawet nie chciałaś mi podać swojego imienia. Teraz okazuje się, że jesteś córką Thomasa Hamiltona. Więc tak, zasłużyłem na wyjaśnienia.
– Ale to nie ma nic wspólnego z tobą – powiedziała cicho.
– I dlatego kilka minut temu udawałaś, że mnie nie znasz? W co ty grasz? – Skrzyżował ramiona na piersi.
– W nic nie gram.
– Spójrz na mnie.
Veronica uniosła głowę i jej spojrzenie skrzyżowało się z jego. Przełknęła gulę w gardle i próbowała się uspokoić, chociaż wiedziała, że nic z tego nie wyjdzie. Nie miała pojęcia czego Justin chciał od niej, ale nie mogła pozwolić na to, żeby powiedział Thomasowi prawdę.
– W nic nie grasz?...Kim tak naprawdę jesteś, huh? Która jest prawdziwa, ta dziewczyna, która stoi przede mną czy ta, którą poznałem w barze?
– Zawsze jestem taka sama.
– Tak?
– Tak, ale nie mogłam pokazać, że cię znam. Nie chciałam, żeby ojciec dowiedział się gdzie pracuję.
– Bo?
– Czemu w ogóle cię to ciekawi, co? Rozmawialiśmy tylko raz i nie widzę powodu, dla którego miałbyś robić to całe dochodzenie! – warknęła. Jej strach zaczynał zamieniać się w złość. Od tamtej feralnej nocy unikała płci przeciwnej jak ognia i wychodziło jej to świetnie, ale pojawił się on i jak na złość nie chciał odpuścić.
– Widocznie jestem ciekawską osobą, Veronico.
– W takim razie masz pecha. Koniec przesłuchania. – Posłała mu lodowate spojrzenie i zaczęła kierować się do drzwi. Chwyciła za klamkę i po raz trzeci dzisiejszego wieczoru usłyszała za sobą jego głos.
– Twój ojciec się dowie.
Wzięła kilka głębokich wdechów i obróciła się, zderzając się z klatką piersiową Justina.
– Dlaczego ty mi to robisz, co?
– Nie musi się dowiedzieć, ale jest jeden warunek. – Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– Jaki? – Przełknęła nerwowo ślinę.
– Pójdziesz ze mną na randkę.
W momencie, kiedy z jego ust padły te słowa żołądek Veroniki zacisnął się w supeł, a jej oczy przybrały kształt monet.
– C-co?
– Jedna randka i twoja tajemnica nie wyjdzie na jaw.
Veronica wpatrywała się w niego z niedowierzaniem przez kilka chwil. W tym czasie zdążyła przekląć cały świat. Justin naprawdę działał jej na nerwy, a mimo to nadal pozostawał intrygujący. Pomimo tego nie chciała łamać swojej obietnicy, ale w tym wypadku nie miała wyboru. Nie mogła ryzykować tak bardzo. Thomas chyba by ją zabił, gdyby się dowiedział, a ona nie znała Justina i nie miała pewności czy blefuje, więc musiała się zgodzić. Przecież to tylko jedna randka, a potem będzie miała go z głowy, prawda?
– Zgadzam się – mruknęła.
– Słucham? – Nachylił się tak, że ich czoła praktycznie się stykały.
Veronica przymknęła oczy i wciągnęła powietrze do płuc.
– Pójdę z tobą na randkę – powiedziała, unosząc powieki.
– Widzisz, to nie boli. – Puścił jej oczko, wracając do poprzedniej pozycji. – Teraz podaj mi swój numer...prawdziwy numer.
Wyciągnął z kieszeni telefon i podał go dziewczynie. Veronica szybko wystukała te kilka cyfr i oddała mu urządzenie. On przejechał kilkakrotnie palcem po ekranie i schował telefon do kieszeni.
– W takim razie do zobaczenia, Nica. – Nachylił się i przycisnął swoje usta do jej policzka. Veronica zamarła i czuła jak jej policzki stają się coraz cieplejsze. Po kilku sekundach Justin odsunął się od niej, a ona natychmiast spuściła głowę. Potem słyszała tylko jego oddalające się kroki.
– W co ja się wplątałam? – Pokręciła głową, mentalnie strzelając się w twarz.
Veronica wróciła na salę kilka minut później i od tamtego momentu, aż do końca wieczoru ojciec posyłał jej mordercze spojrzenia. Jej serce biło w przyspieszonym tempie, bo domyślała się co to oznacza. Nie miała pojęcia dlaczego jest na nią wściekły, bo przecież nic nie zrobiła, ale wiedziała, że kiedy wrócą do domu to nie skończy się to dobrze.
I tak jak na początku to całe przyjęcie się jej dłużyło, tak teraz czas w jej oczach przyspieszył, chociaż akurat teraz chciała, żeby ta nudna uroczystość trwała jak najdłużej. Niestety w tym momencie siedziała w limuzynie razem zresztą i wracała do domu. Jej dłonie się pociły, a nogi trzęsły. Cały czas czuła na sobie wzrok Thomasa i kątem oka widziała jak zaciska i rozluźnia szczękę, a jego oczy wręcz płonęły ze złości. Próbowała zrozumieć co zrobiła źle, żeby mieć chociaż kilka słów na swoje usprawiedliwienie, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Przecież ciągle się uśmiechała i dla wszystkich była miła, zniknęła jedynie na kilkanaście minut, żeby uwolnić się od Justina, ale to nie mógł być powód jego złości, bo tam nic się nie wydarzyło.
Kiedy limuzyna zatrzymała się na podjeździe przed ich domem, serce Veroniki zatrzymało się na moment. Z auta wysiadła jako ostatnia, żeby tylko przedłużyć moment przed swoją egzekucją. Z zaciśniętym żołądkiem i gardłem weszła do domu. Thomas stał na środku salonu ze skrzyżowanym ramionami na klatce piersiowej, a Emma i Lucy siedziały na kanapie.
– Teraz sobie porozmawiamy – warknął.
– A-ale co j-ja z-zrobiłam? – wyjąkała z trudem.
– Jeszcze się pytasz?! – wrzasnął. – Prosiłem cię, żebyś przez jeden wieczór nie sprawiała problemów...Jeden wieczór! To tak dużo?!
– N-nie, ale...
– Nie przerywaj mi!
Veronica wzdrygnęła się na ton jego głosu. Jego pięści były zaciśnięte, żyły na jego szyi były bardziej niż widoczne, a jego głos...Chyba nie ma słów, którymi można opisać jego ton. Brzmiał tak, jakby miał w sobie odbezpieczony granat i za chwilę miał wybuchnąć.
– Nie wystarczyło ci, że przez ciebie straciłem reputacje, bo zostałaś ćpunką?! To dla ciebie za mało?! Chciałaś mnie pogrążyć jeszcze bardziej i w efekcie zrobiłaś z siebie dziwkę?!
– A-ale...
– Zamknij się!...Jak do cholery zamierzasz mi wytłumaczyć to, że zniknęłaś, a chwilę potem zniknął Justin, co?
– Justin? Masz na myśli Justina Biebera? – odezwała się Emma.
– Emma, nie teraz. spojrzał na swoją drugą córkę przelotnie, a potem jego wzrok ponownie utkwił w Veronice.
-Wiesz co pomyśleli sobie ludzie, kiedy on wrócił z drugiego piętra, a kilka minut potem wróciłaś ty?!
-A-ale ja nic nie...
-Mam to gdzieś! Czemu jeden cholerny raz nie możesz zrobić tego o co cię proszę?!
-Thomas, uspokój się-Lucy wstała z kanapy i podeszła do swojego męża.
-Lucy, nie wtrącaj się-warknął.
-Nie zrobiłam nic złego!-podniesiony głos Veroniki przykuł uwagę Thomasa. Dziewczyna miała dość jego wrzasków i tego jak ją traktował. Była niewinna, a on jak zwykle traktował ją jakby była winna wszystkim problemom na świecie. Jednak nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo kilka sekund po tym jak te słowa padły z jej ust, dłoń jej ojca zetknęła się z jej policzkiem, a pod wpływem uderzenia Veronica upadła na podłogę. Z jej oczu automatycznie pociekły łzy i instynktownie dotknęła palcami bolącego miejsca.
-Jeżeli moje prośby nie wystarczają i nadal nie potrafisz zachowywać się jak osoba dorosła to cię do tego zmuszę! Wyjdziesz za mąż i może wtedy nauczysz się zachowywać jak osoba w twoim wieku!-wrzasnął i wyszedł. W tym momencie na ustach Emmy rozciągnął się olbrzymi uśmiech.
-Mam cię-wyszeptała do siebie. Lucy od razu podbiegła do Veroniki, jednak ta nie pozwoliła jej się dotknąć. Od razu wstała i wbiegła na górę, zamykając się w swoim pokoju, a z jej oczu wypływał wodospad łez.






2 komentarze:

  1. Wow zajebisty uwielbiam taką fabułę czekam na kolejny /thebestgabi

    OdpowiedzUsuń
  2. Blog jest super, a fabuła bardzo interesująca <3
    Już tetaz dodaję się do obserwowanych i z niecierpliwością czekam na następne rozdziały ! ;)
    Życzę weny i pozdrawiam, zapraszając do siebie na :
    youaremypoison-jbff.blogspot.com
    zaklad-lukehemmings-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń